Ile waży Miłosierdzie Boże?

Dwadzieścia lat temu 30 kwietnia odbyła się w Rzymie i Krakowie kanonizacja Faustyny Kowalskiej. Wizję tego wydarzenia, opisaną w światowym bestselerze – Dzienniczku, miała przyszła święta jeszcze przed wojną. Ważnym jej elementem był wizerunek Chrystusa Miłosiernego w obecnie powszechnie rozpoznawanym ujęciu ikonograficznym. Trafił on również w sferę kampanologii i na jeden z najwcześniejszych tego typu przypadków chcę zwrócić uwagę.

Tarchomin to stara miejscowość na praskim brzegu Wisły w ostatnich latach zamieniona na ludne blokowisko warszawskiej dzielnicy Białołęka. Pierwsza wzmianka o tym miejscu pojawiła się w dokumencie rycerza Krystyna, w którym przekazywał go biskupowi Chrystianowi na cele misyjne. W centrum majętności z czasem wzniesiono świątynię pod wezwaniem św. Jakuba Apostoła. Burzliwe dzieje kościoła i parafii miały swe odbicie w losach kolejnych dzwonów.  Istniejące do dzisiaj zostały zamówione w roku 1955 przez pracujących w parafii księży ze Zgromadzenia Braci Dolorystów: Jana Sirotkiewicza i Romana Woźniczkę. Stan finansowy zakonników i parafian nie pozwalał im przez dziesięć powojennych lat na zakupienie nowych instrumentów mających zastąpić zrabowane przez Niemców w roku 1941. Dlatego zapewne zdecydowali się na zamówienie, prawdopodobnie w łódzkiej odlewni Ludwika Mojżyszka „Metalut”, dużo tańszych od brązowych, staliwnych dzwonów.

Warszawa, Tarchomin, Parafia pw. św. Jakuba Apostoła,
Dzwon Miłosierdzie Boże, fragment, fot. P. Jamski, 2020

W inskrypcji, umieszczonej  na tablicy wmurowanej w dzwonnicę podczas konsekracji instrumentów, wskazano cel przedsięwzięcia:  „NIECH GŁOS DZWONÓW BUDZI DUCHY OSPAŁE”. Dzwony nie mają powabu plastycznego, nie mają też czystego dźwięku, a jednak jeden z nich zasługuje na szczególną uwagę. 

Kiedy na tarchomińskiej plebani rozmyślano nad imionami i wystrojem dzwonów, w centrum stolicy kończono budowę „małego, ale gustownego” (jak miała rzec Julianna królowa Holandii) prezentu od Józefa Stalina. Dla największego instrumentu wybór księży padł na dynamicznie, oddolnie rozwijający się ruch modlitewny związany z mało znaną siostrą zakonną. Miał nosić imię Miłosierdzie Boże, zawierać plakietę z wizerunkiem Chrystusa Błogosławiącego i znane z odmawianej Koronki wezwanie. Prawdopodobnie, ze względu na nie skanonizowaną wówczas jego formę, księża użyli liczby mnogiej: „JEZU UFAMY TOBIE”.

Warszawa, Tarchomin, Parafia pw. św. Jakuba Apostoła,
Dzwon Miłosierdzie Boże, fragment, fot. P. Jamski, 2020

Głoszone przez Faustynę Kowalską wezwanie do nawrócenia rozszerzało się dynamicznie między innymi dzięki żołnierzom i taborom Armii Andersa oraz pracy duszpasterskiej wśród Polonii, ale nie było zaakceptowane przez hierarchę kościelną. Kilka lat później watykańskie Święte Oficjum wydało nawet dekret o zakazie nowej formy kultu. Z czasem zostały usunięte wątpliwości co do propagowanego orędzia, które wyszło z Łodzi, Płocka, Wilna i Łagiewnik. Wypełniono wszystkie zalecenia przekazywane przez Faustynę, którą w roku milenijnym ogłoszono świętą Kościoła rzymsko-katolickiego. Dużo wcześniej słynny pałac w centrum stolicy stracił imię swego fundatora i większość przeznaczonych mu funkcji. Przez dziesięciolecia Dzwon „ospałym duszom” tarchominian dawał nadzieję i wzywał do ufności.

PS. skrupulatni zakonnicy odnotowali, że Miłosierdzie Boże na Tarchominie waży 651 kilogramów (p.j.)